Blue side of the King

Niebieski jest jednym z moich ulubionych kolorów, dlatego często na moim nadgarstku goszczą zegarki z tarczą w tymże kolorze.  Zastanawiałem się, czy jest sens pisania kolejnej recenzji Rolexa, który rozmiarami jest zbliżony do modelu, który opisywałem jakiś czas temu.  Prawie roku potrzebowałem na podjęcie decyzji o napisaniu recenzji modelu Datejust 41. Uświadomiłem sobie, że to zupełnie inny zegarek niż model Oyster Perpetual 39. Dodatkowym bodźcem, który sprawił, że stukam teraz palcami w klawiaturę jest fakt, że obecny model posiadam od nowości. W obecnej sytuacji związanej z zegarkami Rolex jest to fakt, o którym należy wspomnieć, ponieważ od ponad 2 lat popyt na zegarki tej marki jest większy niż  podaż, co komplikuje otrzymanie wymarzonego zegarka wprost z salonowej witryny.  Należę do grona szczęściarzy, którzy na zamówiony zegarek czekali mniej niż 6 miesięcy. Sam odbiór zegarka w salonie wymagał wcześniejszego umówienia się na dany dzień i godzinę. Podczas oględzin nowego Rolexa i rozliczenia salon został zamknięty dla innych klientów, co powodowało, że mogłem poczuć się na swój sposób wyjątkowo. Tarcza w salonowym oświetleniu wydawała się dość jasna, ale widząc szlif słoneczny, byłem pewny, że będzie ona niczym kameleon  zmieniała swój odcień.
Jak z perspektywy prawie roku oceniam swój egzemplarz modelu Rolex 41? Tego dowiecie się z mojej recenzji.

Opakowanie

Jak na zegarek marki premium, opakowanie jest dość skromne. W tekturowym tłoczonym pudle znajdziemy zieloną skrzyneczkę z pięknie tłoczonymi  falami. Górną, otwieraną część wieńczy złoty, trójwymiarowy logotyp marki. Wnętrze skrzyneczki wyściełane jest delikatnym materiałem, przypominającym alcantarę. Wewnątrz górnego wieka znajduje się schowek na wszystkie dokumenty, które otrzymujemy wraz zegarkiem.
Całość sprawia wrażenie solidnego wyrobu, choć  nie da się ukryć, że opakowania konkurencji z tej półki cenowej wyglądają bardziej luksusowo.

Koperta

I tutaj mamy pierwszą ciekawostkę. Mianowicie szerokość koperty, liczona bez koronki, wynosi nie 41 jak informuje producent, tylko 39,7 milimetra.  Nie wiem  skąd ta różnica, ale dla mnie nie ma to większego znaczenia i pewnie nigdy bym się o tej różnicy nie dowiedział, gdybym przed chwilą nie zmierzył suwmiarką szerokości koperty swojego egzemplarza. Długość koperty z uszami wynosi 47,5 milimetra, przez co koperta wydaje się wyglądać proporcjonalnie.
Mimo, że grubość koperty wraz ze szkłem wynosi 11,7 mm (bez lupki), to trudno go nazwać grubym.
Rolex Datejust wielokrotnie  lądował na moim nadgarstku jako uzupełnienie stroju oficjalnego i za każdym razem idealnie chował się pod mankietem koszuli.

Koperta jest prawie w całości polerowana i tylko jej spodnia część łącznie z zakręcanym deklem nie została poddana polerce. Stal 904L, z której powstała koperta jest łatwo podatna na łapanie mikrorysek, zwłaszcza na polerowanych elementach. Na szczęście ich usunięcie jest proste. W zaledwie kilka minut, za pomocą ściereczek polerskich Cape Code możemy doprowadzić  powierzchnię koperty do idealnego stanu.
Na godzinie trzeciej znajduje się zakręcana koronka, którą wieńczy logotyp w postaci korony. Mimo niewielkich rozmiarów operuje się nią dość komfortowo.  Jedynym zarzutem, który mógłbym w jej stronę skierować jest to, że kiedy jest zakręcona logotyp nie układa się jak moim poprzednim modelu OP39 – idealnie prosto względem koperty – tylko odwrotnie.
Niestety, Rolex, mimo że produkuje zegarki od prawie stu lat, nie nauczył się tej tajemnej sztuczki i to czy logotyp będzie prosto, czy też nie, pozostawia przypadkowi.

Co do komfortu noszenia, to Rolex Datejust 41 jest bardzo wygodnym zegarkiem i idealnie leży na nadgarstkach o obwodzie od 16 centymetrów wzwyż.  Jego komfort noszenia mógłbym porównać do OP 39 i Tissota PRX, a były to najlepiej leżące na nadgarstku zegarki, jakie miałem w swojej kolekcji.
To, co charakteryzuje ten model, to dość szeroka, płaska luneta. W droższej wersji otrzymujemy karbowany bezel z białego złota. Różnica w cenie jest spora, ponieważ za karbowany bezel trzeba zapłacić przy dzisiejszym kursie Euro jakieś 10 tysięcy złotych.

Tarcza

Niebieskości tarczy Rolex Datejust nie da się określić jednym słowem. Jej szlifowana promieniście i lakierowana struktura powoduje, że zegarek zmienia dosłownie swe oblicze  w zależności od miejsca, w którym aktualnie się znajdziemy. W pełnym słońcu oraz w mocnym sztucznym świetle tarcza jest błękitna, natomiast wystarczy zgasić światło, lub schować się w cień i na cyberflacie rozlewa się atramentowa królewska niebieskość. Każdy ruch nadgarstkiem zmienia delikatnie odcień, dlatego często spoglądam na tarczę, by po chwili zorientować się, że nie mam pojęcia, która jest godzina.

Na tarczy rozmieszczono 10 prostokątnych indeksów z białego złota, które zostały wypełnione masą luminescencyjną Chromalight. Tę samą substancję świecącą umieszczono w środku polerowanych wskazówek. Sama masa świeci rewelacyjnie, choć jej ilość we wskazówkach nie powala, przez co świecą one nieco krócej niż indeksy. Oczywiście nie będzie problemu z odczytem godziny w całkowitej ciemności po kilku godzinach od naświetlenia, lecz dysproporcja w świeceniu poszczególnych elementów będzie wówczas najbardziej widoczna.

Na godzinie 12-tej znajduje się słynne logo marki.
Nad i pomiędzy indeksami  znajduje się nadrukowana skala minutowa w postaci prostych kresek i cyfr arabskich.  Wszystkie elementy znajdujące się na tarczy wykonane są perfekcyjnie i nawet w dużym przybliżeniu nie znajdziemy niedoskonałości. Trzeba przyznać, że kontrola jakości w fabryce stoi na wysokim poziomie.

Na godzinie trzeciej, zamiast indeksu znajduje się okno datownika. Spoglądamy na nie przez lupkę, umieszczoną na szafirowym szkle. O ile w sportowych modelach lupka jest przedmiotem dyskusji, o tyle w Roleksie Datejust jest nieodłącznym elementem jego charakteru. Znacznie poprawia ona widoczność wyświetlanego aktualnego dnia miesiąca, a przy tym pełni również rolę swego rodzaju ozdoby.
Model Datejust wyposażony został w szkło szafirowe, niestety zegarki z tej serii nie posiadają nawet wewnętrznej warstwy antyrefleksu. Z jednej strony nie przeszkadza to specjalnie podczas odczytu godziny, ale przy kwocie ok. 40 000 złotych należałoby oczekiwać takiego banału jakim jest – choćby wewnętrzny – antyrefleks.

Bransoleta

Model Datejust posiada dwie opcje, jeśli chodzi o wybór bransolety. Możemy kupić wersję na stonowanej bransolecie typu oyster, bądź możemy poszaleć i nosić go na bransolecie jubilee, która składa się z 5 rzędów drobnych ogniw. Podczas wizyty w krakowskim salonie dokładnie przyjrzałem się dwóm modelom, które czekały na swoich właścicieli. Jeden był w identycznej konfiguracji jak mój, a drugi w wersji z karbowanym bezelem i bransoletą jubilee. I tak razem ze sprzedawcą doszliśmy do wniosku, że bransoleta oyster idealnie pasuje do wersji zegarka z gładkim bezelem, natomiast wersja jubilee idealnie będzie komponowała się z mieniącym się bezelem z białego złota.  Oczywiście widziałem też wersję gładki bezel + bransoleta jubilee. Zegarek w takiej konfiguracji nosi między innymi obecny prezydent Stanów Zjednoczonych – Joe Biden. Wszystko, jak widać, zależy od gustu.
Składająca się z trzech rzędów ogniw bransoleta oyster w miejscu mocowania do koperty ma 20 milimetrów, lecz jej szerokość zwęża się do 16 milimetrów w miejscu zapięcia. Zabieg ten powoduje, że zegarek Rolex Datejust 41 nosi się niezwykle wygodnie.

Okazuje się, że fabryczna długość bransolety Rolex idealnie pasuje na mój nadgarstek, dlatego nie musiałem jej skracać. W porównaniu do bransolety Rolexa OP39, ta posiada system Easylink, który pozwala na błyskawiczne zwiększenie rozmiaru o jakieś 5 milimetrów. Jest to niezwykle przydatna funkcja, ponieważ podczas aktywności fizycznej naczynia krwionośne rozszerzają się i nadgarstek często zwiększa swój obwód.
Zewnętrzne ogniwa zostały poddane szczotkowaniu, a środkowe wypolerowane są na wysoki  połysk. Niestety, stal 904L, o której wspomniałem wcześniej jest bardzo podatna na łapanie mikrorysek. Na szczęście, tak jak w przypadku koperty, udaje się je łatwo spolerować.

Mechanizm

Rolex Datejust 41 został wyposażony w mechanizm 3235. Mechanizm ten jest stosunkowo nowy. Jego premiera odbyła się na targach w Bazylei, w 2017 roku. W porównaniu do swojego poprzednika – 3135, zwiększono w nim rezerwę chodu z 48 do 70 godzin. Co ciekawe, mechanizm ten poddawany jest dwóm certyfikacjom, jeśli chodzi o dokładność chodu. Pierwszą z nich jest COSC (Swiss Official Chronometer Testing Institute), czyli zewnętrzny instytut zajmujący się certyfikacją mechanizmów wszystkich producentów zegarków. Zegarek spełniający wszystkie normy COSC może mienić się nazwą chronometru. Mechanizm 3235 jest dodatkowo  testowany i regulowany przez firmę Rolex, tak, by jego dokładność mieściła się w +/-2 sekundach na dobę. Mój egzemplarz, noszony co drugi dzień, na zmianę z Panerai PAM1086 posiada odchyłkę czasową wynoszącą  minus 15 sekund na miesiąc. Jest to bardzo dobry, by nie powiedzieć rewelacyjny wynik, choć model OP39 z mechanizmem 3132 odmierzał czas jeszcze dokładniej. Poza niewielką odchyłką czasu, niewiele mogę dodać od siebie, jeśli chodzi o mechanizm. Więcej ciekawych informacji o 3235 znajdziecie bez problemu w Internecie.

Więcej o mechanizmie poczytacie tutaj:
https://www.rolex.com/pl/about-rolex-watches/movements.html?ef_id=CjwKCAjw-rOaBhA9EiwAUkLV4ohXbWJVoXO2vqzL_TUPiQ-88-DykFbWo38CqRtivXlZdsCPgH16lxoCQxYQAvD_BwE:G:s&s_kwcid=AL!141!3!616356832442!b!!g!!%2Brolex

Podsumowanie

Rolex Datejust to niewątpliwie ikona zegarmistrzostwa. Pierwszy model tej serii powstał w 1945 roku. Od lat 50-tych zyskał słynną lupkę, która stała się znakiem rozpoznawczym  Rolexa Datejusta.
Zdaniem wielu miłośników marki Rolex, znakiem rozpoznawczym tego modelu jest karbowany bezel, choć już w latach 60-tych światło dzienne ujrzały modele z tak zwanym smooth bezel.
Nie ukrywam, że wersja z karbowanym bezelem z białego złota i bransoletą bardziej mi się podoba, ale z drugiej strony model, który obecnie posiadam wydaje się być bardziej uniwersalny. Jest to idealny zegarek na co dzień, który można nosić do krótkich spodenek i T-shirtu, a także jako zegarek do bardziej oficjalnego stroju, gdyż „żadnego mankietu się nie boi”. Drugim i chyba najważniejszym argumentem, który przemawiał za zakupem wersji smooth bezel była cena. Powiedzmy sobie szczerze, 10  tysięcy złotych dopłaty do karbowanej lunety z białego złota to niemała kwota i można śmiało przeznaczyć ją na inne zachcianki. To, co nadal zaskakuje mnie po niemal roku noszenia Datejusta, to jego tarcza. Tak dynamicznie zmieniającego się odcienia niebieskiego nie znalazłem w żadnym innym zegarku, a tych z niebieską tarczą miałem naprawdę sporo.
Czy jestem zadowolony z zakupu? Zdecydowanie! Nie wyobrażam sobie bardziej uniwersalnego, a przy tym bardziej prestiżowego modelu zegarka w cenie do 40 000 PLN. Ktoś powie,  że nie gorzej wykonana jest Omega Seamaster Aqua Terra. I zapewne trudno się z tym nie zgodzić, ponieważ poziom wykończenia i szkło z dwustronnym antyrefleksem naprawdę potrafi zrobić wrażenie, lecz magia marki (choć pewnie bardziej marketing J ) oraz legenda modelu Datejust sprawia, że to Rolex jest bardziej pożądanym zegarkiem.
Czy kupię kiedyś wersję z bezelem z białego złota? Pewnie tak, bo koledzy z forum KMZiZ kuszą mnie nieustannie poprzez wrzucanie zdjęć do wątku Rolexa. Póki co, cieszę się swoim królem skromnej, bo dwuzegarkowej kolekcji .

Tomek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *