Dzień Obris…

Dawno nic nowego nie pojawiło się w mojej kolekcji, a jeśli już się pojawiło, to znikało tak szybko, że nie zdążyłem napisać nawet kilku akapitów o danym modelu. Pewnie każdy z Was zna (albo niebawem pozna) pojęcie zegarkowego ADHD. Prędzej, czy później dotyka ono każdego kolekcjonera zegarków. Zauważyłem, że objawy tegoż nasilają się sinusoidalnie i odpuszczają tylko na moment. Potem pojawiają się i człowiek zawiesza się między forami, bazarkami i portalami handlowymi, niczym kosmonauta między gwiazdami, szukając tej jednej dla siebie. Będąc też w takim też stanie natrafiłem dosłownie na gwiazdę, dokładnie Gwiazdę Oceanu – bo tak nazywa się bohater tejże recenzji.
Obris Morgan już raz zaskoczył mnie do tego stopnia, że popełniłem dla jednego z modeli tej firmy, pierwszą w swoim życiu recenzję. Znajdziecie ją oczywiście na naszym blogu, oraz na forum KMZiZ. Jest jakaś chemia między mną, a zegarkami tego brandu; poszukiwania kolejnego egzemplarza do kolekcji, zakończyły się zakupem nowego modelu tej firmy, czyli SeaStar. Trafiłem na niego, dzięki Facebookowi, gdzie na stronie producenta pojawiła się informacja o przedsprzedaży. Miałem nie lada dylemat, związany z kolorystyką i wyborem szkła (można wybrać płaskie, bądź wypukłe). Producent postanowił stworzyć 11 modeli dla tej kolekcji. W związku z wakacjami i nastrojem, w jakim się znalazłem, wybrałem model z największą liczbą kolorów. O dziwo Konrad, lubiący dość nudne zegarki, pochwalił mój wybór i stwierdził, że wybrałby ten sam. Przejdźmy zatem do krótkiej recenzji.
Przed Wami Obris Morgan Seastar!

Opakowanie:
W solidnie wykonanej walizeczce koloru pomarańczowego skrywają się:
– bransoleta mesh
– karta z datą wykonania testu, nazwy mechanizmu, rodzaju systemu antywstrząsowego, etc…
– karta gwarancyjna,
– ściereczka,
– oryginalny pasek.
Zestaw jest podobny do tego, jaki dostałem, kupując poprzedni model producenta – Infinity. Zdaje się, że stał się on miłym standardem producenta.


Koperta:

Koperta SeaStara ma nawiązywać do zegarków dla nurków, jakie produkowano w latach sześćdziesiątych XX wieku. Taką samą informację podaje sam producent. Jest ona w całości szczotkowana, co daje trochę surowego klimatu. Szlify są bardzo dobrej jakości.

Wielkość koperty została zaprojektowana na 40,5mm bez koronek, co ma dodać vintydżowego smaczku. Dla mnie idealny byłby rozmiar 42-43mm, ale skoro ma być vintage, to nie mogło być inaczej. Dobrze, że nie jest to 38mm 😉 Co jest charakterystyczne w tym modelu, to uszy. Są one dość długie, wręcz bardzo długie (50mm), dzięki czemu zegarek nie wygląda na mały na moim prawie 20 cm nadgarstku. Są one delikatnie zagięte w dół, przez co koperta leży dobrze na nadgarstku.


Dodatkowym atutem może być wysokość koperty, która wynosi zaledwie 11,20 mm. Jest to rozmiar, który pozwoli na noszenie zegarka do koszuli, co w przypadku diverów nie jest oczywiste. Szerokość dla paska, bransolety, wynosi 20mm, co wydaje się rozsądnym rozwiązaniem, jeśli weźmiemy pod uwagę wielkość koperty. Uszy są dość ostro zakończone od wewnętrznej strony, przez co mogą służyć do samoobrony, albo krojenia chleba.
Ciekawie wyglądają zakręcane koronki, które zamontowano na godzinie „3” i „4”. Ta z poziomu godziny trzeciej, odpowiada za ustawianie czasu i daty, a dolna jest zaworem helowym. Obie są sygnowane – górna logo modelu „S”, a dolna „He”, czyli nazwą helu z tablicy Mendelejewa. Producenci zegarków przyzwyczaili nas do montowania zaworów helowych po drugiej stronie koperty. Tutaj producent, chcąc nawiązać do produkowanych kompresorów z lat sześćdziesiątych, postanowił usadowić ją po tej samej stronie. Po odkręceniu obu koronek, nie czuć luzu, co nie jest oczywistością, nawet w droższych zegarkach.


Na godzinie dziewiątej znajduje się wypustka, która widoczna jest najbardziej, kiedy spojrzymy na nią z boku; patrząc od góry ledwo ją widać pod bezelem.

Część frontową stanowi ceramiczny bezel z podziałką, wypełnioną lumą. Bezel chodzi z idealnym oporem, który przypomina mi ten ze Stratona Syncro, albo Żółwia od Seiko. Dodam tylko, że jego praca jest lepsza, aniżeli w przypadku Obrisa Infinity. Wewnątrz bezela znajduje się wielokątna luneta, podtrzymująca szafirowe szkło z mocnym, wewnętrznym AR.

Od spodu kopertę zamyka zakręcany stalowy dekielek, z wygrawerowaną gwiazdą, która nawiązuje bezpośrednio do nazwy zegarka. Grawer jest w moim odczuciu dość szorstki, czego nie czuć na nadgarstku, lecz po zdjęciu zegarka i po przesunięciu po grawerowanej części palcem, uczucie jest dziwne i niekomfortowe.

Bransoleta:

W zestawie dostajemy bransoletę typu mesh i gumowy pasek, którego struktura przypomina starą, zmurszałą gumę. Zabieg oczywiście był celowy i ma jeszcze bardziej podkręcić atmosferę vintage w tym modelu. Paski tego producenta często pojawiają się w sprzedaży i są pożądane, ze względu na wytrzymałość i jakość wykonania. Słynne stały się już paski typu „drabinka”, które można kupić na stronie producenta, oraz na eBay.

Domyślacie się zapewne, że nie miałem rozterek, dotyczących założenia paska, czy bransolety 🙂 Jestem rasowym bransoleciarzem, więc wybór był dla mnie oczywisty.
Z reguły ten typ bransolety jest wygodny, lecz nie zawsze wygoda idzie w parze z jakością. Tutaj naprawdę jest dobrze, choć nie jest tak dobra jak bransoleta w Polporze Globtrotter, albo w Longines Legend Diver. Wpływ na to ma podejrzanie niska masa tejże bransolety. Mimo, że wygląda bardzo dobrze, to jest lekka, jakby była z aluminium. Jest to moje subiektywne odczucie. Niektórzy wezmą to za atut.

Bardzo dobrze została zaprojektowana kwestia regulacji. Mamy tutaj 4 ruchome elementy, które możemy usuwać, bądź dodawać, w czym przyda nam się przyrząd ze skrzyneczki. Do tego dochodzi także mikroregulacja na zapięciu. Zapięcie jest dwustopniowe, co zapewni komfort noszenia i bezpieczeństwo nawet w trudnych warunkach.

Tarcza:

Tutaj producent daje nam spore pole do popisu. Mimo wspomnianych 11 konfiguracji, możemy zmontować zegarek wedle własnych upodobań. Można wybrać kolory tarczy, rodzaj szkła (wypukłe, płaskie), kolory wskazówek, etc…
Ja wybrałem najbardziej kolorowy model, jaki był dostępny w ofercie.
Tarcza podzielona jest na dwa okręgi. Wewnętrzny jest koloru czarnego. Czerń jest głęboka, polerowana, przez co widać pod pewnym kątem, odbijające się w niej wskazówki. Na tejże powierzchni, nad osią wskazówek znajduje się nazwa producenta, a poniżej osi nazwa modelu, klasa wodoszczelności i typ mechanizmu. Niektórzy mogą mieć przysłowiowy ból głowy, związany z ilością napisów na tarczy. Mnie to nie rusza, a wręcz przeciwnie! Lubię to!

Zewnętrzna część tarczy jest koloru morskiej zieleni. Została ona wykonana w technologii szlifu słonecznego, przez co mieni się niesamowicie, w zależności od źródła i kąta padania światła. W pochmurny dzień wygląda, jakby była czarna; za to w blasku słońca, bądź pod sztucznym oświetleniem mieni się pięknym kolorem. Na zewnętrznym okręgu znajdują piaskowane indeksy – co 5 minut, wypełnione Superluminową, podziałka sekundowa oraz okienko datownika. Dodatkowo nad nakładanymi indeksami nadrukowane są żółte znaczniki, które wnoszą trochę „letniego” akcentu do zegarka. Wszystkie elementy, łącznie ze wskazówkami są bardzo dobrze wykonane i nie ma się do czego doczepić. Luma na indeksach, bezelu i wskazówkach jest taka sama. Świeci dość intensywnie po naświetleniu, po czym, po 10 minutach świecenie staje się słabsze, ale nie będzie problemu z odczytaniem godziny nad ranem, przy opuszczonych do końca roletach.



Mechanizm:

Za pracę zegarka odpowiada znana i lubiana Miyota 9015. Jest to jeden z lepszych, szeroko dostępnych japońskich mechanizmów. Balans pracuje z częstotliwością 28 800 wahnięć na godzinę. Jest on często porównywany z mechanizmem ETA 2824-2, a przez niektórych określany jako lepszy, ze względu na mniejszą wysokość mechanizmu oraz dłuższą rezerwę chodu – 42h (ETA – 38h). Mechanizm jest też bardziej „fit” od legendarnej ETY, przez co koperta zegarka może być dość płaska. Mechanizm jest dobrze wyregulowany. Warto nadmienić, że przechodzi on kontrolę i jest regulowany w czasie montowania go w kopercie, co nie zawsze ma miejsce, w przypadku microbrandów, a także większych producentów.

Podsumowanie:

Zegarek jest ze mną od dwóch tygodni. Bałem się jego wymiarów, gdyż mam dość duży nadgarstek i pozostałe zegarki w mojej kolekcji mają 42mm i więcej. Tutaj mamy jeszcze do czynienia z bezelem, który pomniejsza optycznie każdy zegarek; pewnie każdy ze mną się zgodzi, że wpływ na odbiór wielkości ma średnica lunety i dopasowanie szerokości uszu.
Seastar, dzięki długości i niewielkiej grubości koperty, uczynił ten zegarek uniwersalnym. Będzie on pasował idealnie na nadgarstki 16-21 cm. Za to nie rozumiem produkowania w dzisiejszych czasach diverów o szerokości koperty 38mm. Dla mnie są to już maludy.
Producent nawiązał stylem do lat 60′, lecz bardziej stworzył hybrydę, łączącą wspomniany czas z nowoczesnością. Jest to sporym plusem, gdyż w latach sześćdziesiątych bezele z ceramiczną wkładką były rzadkością, a jeśli już się zdarzały, to w modelach najlepszych producentów. Problemem w tamtych czasach były również z uzyskiwaniem takich efektów na tarczy, z jakimi mamy do czynienia we współczesnych zegarkach.
Jeśli szukasz uniwersalnego zegarka, jawnie nawiązującego do czasów przeszłych, a zależy ci także na jakości wykonania i efektownej tarczy, to Obris Morgan Seastar jest jednym z nich.

Tomek




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *