Sypnęło gwiezdnym pyłem po raz drugi…

„Idź wyprostowany wśród tych, co na kolanach, wśród odwróconych plecami.”
Myśląc o Bartku i jego firmie Balticus, właśnie te słowa – będące fragmentem „Przesłania Pana Cogito” Z. Herberta – nasuwają mi się bezpośrednio i wydają się niezwykle trafne.
Wielu z nas spotyka się często z naszymi narodowymi cechami, niekoniecznie dobrymi, takimi jak: zazdrość, złośliwość. Ci, którzy najczęściej opierają swoją egzystencję na wyżej wymienionych przywarach, nazywają to dość mylnie krytyką. I z taką tak zwaną krytyką często spotykają się polscy producenci zegarków.
Widać, pobyt na zimnej Islandii uodpornił Bartka dość mocno i zdaje się nie przejmować ową „krytyką”. Jego firma niedawno przekształciła się w spółkę akcyjną, co jest nie lada wydarzeniem, jeśli chodzi o branżę zegarkową w Polsce. Co kilka miesięcy w ofercie producenta pojawia się nowy model. Tym razem do czynienia mamy z reedycją najbardziej znanego modelu Balticusa, którego można nazwać wręcz hitem, a mianowicie Stardust. Balticus Gwiezdny Pył pierwszej edycji miał kilka słabszych punktów, o których szeroko dyskutowano na forach i na grupach zegarkowych. Czy Bartek wsłuchał się w głos ludu,  wyciągnął wnioski? Tego i nie tylko tego dowiecie się z mojej recenzji.

Opakowanie:

Pierwszym elementem jest tekturowe pudełko. W jego wnętrzu znajduje się właściwe opakowanie zegarka. Jest ono dość grubo lakierowane i sprawia wrażenie bardzo solidnego. Wewnątrz znajdziemy zestaw, w którego skład wchodzi: zegarek, bransoleta, skórzany pasek, karta gwarancyjna oraz ściereczka z logo Balticus. Na plus zasługuje także materiał, który wyścieła wnętrze pudełka – jest on miękki i miły w dotyku.

Koperta:

Pierwszy rzut oka i widzimy mnóstwo kątów i przełamań. Pierwszym elementem jest koperta właściwa w formie ośmiokąta. Nadano jej dodatkowych przełamań w postaci ściętych, spolerowanych krawędzi wzdłuż zegarka. Wygląda to naprawdę dobrze i niejako zaobla w odbiorze podstawę koperty. Tę samą metodę zastosowano na spodniej jej części. Jednak tym, co najbardziej przykuwa uwagę – spoglądając na zegarek od góry – jest dwunastokątna luneta. Jej frontowa część jest szczotkowana i posiada 6 szerokich nacięć. Jej płaszczyzna nie jest jednak pionowa, tylko pod pewnym kątem schodzi niżej. I właśnie ten element jest wypolerowany, co daje bardzo miły dla oka efekt. Co ciekawe, wiele osób namaściło ten zegarek, jako homage Audemars Piguet Royal Oak. Zdziwiło mnie to i dziwi do dziś, ponieważ tam mamy do czynienia z oktagonalnym kształtem lunety, a tutaj mamy dwunastokąt.

Od spodu kopertę zamyka polerowany, zakręcany dekiel, na którym znajdziemy informację o wodoszczelności, która wynosi w tym modelu 200M, oraz numer seryjny. Sam środek dekla to lśniące gwiazdy na matowym tle. Na godzinie trzeciej znajduje się logowana, zakręcana koronka. Mi dość dobrze operuje się koronką, lecz osoby z dużymi palcami mogą mieć z tym problem, ponieważ jest dość krótka. Ale, powiedzmy sobie szczerze – dłuższa koronka zupełnie zepsułaby wygląd tego zegarka.

Część z Was pewnie jest ciekawa, czym różni się obecna koperta od poprzedniej. Pierwszą różnicą są wymiary koperty. Nowsza wersja została zmniejszona o 2 mm względem pierwszej, a zatem jej szerokość wynosi 40 mm. Z racji posiadania nadgarstka o prawie 20-centymetrowym obwodzie lubię zegarki, których szerokość koperty wynosi 42-45mm. Przy zamówieniu nowego Gwiezdnego Pyłu nie wahałem się nawet chwili, ponieważ kształt koperty optycznie znacznie ją powiększa. Zegarek nosi się jak standardowe 41 – 42mm w okrągłej kopercie. Dużym plusem jest również grubość koperty. Została ona zredukowana do 11,5 mm, a jeśli dołożymy do tego lekko wystające szkło, wówczas wartość finalnie wynosi 11,8mm. Całość wygląda dość płasko i dzięki dobrze wyprofilowanym uszom, zegarek dobrze trzyma się na nadgarstku podczas noszenia.

Tarcza:

Tarcza, jak przy poprzednim modelu, została wykonana z awenturynu, który charakteryzuje się widowiskową grą jego zmineralizowanej struktury. Dookoła tarczy znajdują się polerowane indeksy. Zostały one niejako podzielone na dwie części. Ich mniejsze części – w formie prostokątów – zostały wypełnione Superluminową. Schodzące do środka, podłużne indeksy mają kształt graniastosłupów trójkątnych, w których jedna z kawędzi została delikatnie ścięta. Indeksy są w całości polerowane, dodatkowo indeks na godzinie dwunastej posiada frez przez całą swoją długość.

W podobnym klimacie zostały wykonane wskazówki – minutowa i godzinowa. Niezwykle podoba mi się ich geometria, a ścięcia krawędzi na ich końcówkach jawnie nawiązują kształtem do wspomnianych wyżej indeksów. Świetnie załamuje się na nich światło. Sekundnik natomiast przybiera formę prostej, cienkiej wskazówki zakończonej małym grotem. Wszystkie wskazówki zostały wypełnione tą samą Superluminową, jaką wypełniono indeksy. W tym miejscu muszę zaznaczyć, że jakość i długość w świeceniu masy luminescencyjnej została znacznie poprawiona w stosunku do poprzedniej wersji tego modelu.

Kupując zegarek możemy wybrać wersję z datownikiem lub bez. Dla mnie wybór był prosty, ponieważ dość często korzystam z funkcji daty w pracy. Okienko daty zostało dość ładnie wkomponowane w całość poprzez dodanie polerowanej ramki. Tło datownika jest czarne, a cyfry białe.
Na tarczy znajdziemy również nazwę firmy oraz informację o zastosowanym w zegarku mechanizmie automatycznym. Na samym dole, między godziną 5 i 7, znajduje się napis Made in Poland.

Mechanizm:

Za pracę zegarka odpowiada Miyota 9015, która często porównywana jest z Etą 2824-2, ze względu na częstotliwość pracy, wynoszącą 28800/h. Przy tym jest mechanizmem cieńszym, a jego rezerwa chodu wynosi 42h (ETA  w podstawowej wersji – 38h). Nie będę się rozpisywał na temat mechanizmu, ponieważ jest to popularna konstrukcja, której opisy znajdziecie bez problemu w internecie. W wersji bez daty odpowiedzialnym za pracę zegarka jest bliźniaczy mechanizm Miyota 9039. Różnią się tylko tym, że 9039 nie posiada modułu daty. Jako ciekawostkę dodam, że firma Longines w jednym ze swoich lepiej rozpoznawalnych modeli -Legend Diver – stosuje mechanizm z modułem datownika, bez względu na to, czy tarcza posiada okno datownika, czy też nie.

Bransoleta:

Bransoleta znakomicie komponuje się z kopertą, ponieważ jej szerokość w uszach wynosząca 26mm, jest taka sama, jak szerokość samych uszu na zewnątrz. Całość wygląda na dobrze przemyślane kombo. Dodatkowo uszy są niezwykle krótkie, a to, że są, widać dopiero spoglądając od spodu. Od frontowej strony widoczna jest ścięta powierzchnia z wystającym pośrodku polerowanym elementem, który idealnie komponuje się z bransoletą. Bransoleta zwęża się z 26mm do 20mm przy zapięciu. Jest skręcana jednostronnie, dzięki czemu szybko możemy ją regulować. Regulowane jest również zapięcie, choć nie jest to mikroregulacja, którą możemy spotkać najczęściej – poprzez przepinanie w odpowiednie otwory teleskopu, a za pomocą dwóch przycisków po obu stronach zapięcia. Regulacja działa dość płynnie. Co ciekawe, logo, które znajduje się na zapięciu nie jest grawerowane, tylko wybite. W zegarkach z tej półki cenowej praktycznie nie zdarza się takie rozwiązanie, ponieważ wymaga to dodatkowych nakładów. Zapięcie jest solidne. Powiedziałbym, że za solidne, jak na ten typ zegarka i bransolety i jest to jedyna rzecz, która mi w tym przypadku nie pasuje. Moim zdaniem idealnie pasuje ona do zegarków typu diver, gdzie nie można zakwestionować sportowego charakteru nurka. W tym przypadku zapięcie przytłacza i chwieje całością koncepcji. Jest to oczywiście moja subiektywna opinia 🙂 Warto nadmienić, że zapięcie to zostało również zastosowane w sporo droższym modelu Nomad, a jego projektantem, jak i projektantem całego zegarka, jest Mateusz Przystał.
Natomiast wielkim plusem jest szybkość zdejmowania i zakładania bransolety. Jest to możliwe dzięki specjalnym teleskopom, które posiadają po dwa piny. Wystarczy je ścisnąć palcami i wysunąć bransoletę z uszu.
Mimo subiektywnego odczucia co do wielkości zapięcia, muszę przyznać, że bransoleta jest bardzo wygodna w noszeniu.

Pasek:

Pasek został wykonany ze skóry, a system mocowania jest podobny do tego w bransolecie. Skóra wydaje się być bardzo dobrej jakości. Dodatkowo na wewnętrznej stronie znajdziemy nazwę Balticus, oraz informację o tym, że jest to pasek z prawdziwej skóry. Klamra jest sygnowana. Przeszycia wykonane są równo.

Podsumowanie:

Nowy Balticus Stardust jest niewątpliwie ulepszoną wersją swego starszego brata. Został on znacznie odchudzony, co moim zdaniem bardzo dobrze wpłynęło na ogólny odbiór. Ze względu na mniejszą grubość nosi się go o wiele wygodniej niż poprzedni model. Cieszę się rónież, że Bartek wziął do siebie pewne uwagi i zdecydował się na zastosowanie Miyoty 9015, ponieważ jest to bardzo fajna konstrukcja, dająca możliwość ograniczenia grubości konstrukcji koperty. Posiada ona także wyższą kulturę pracy od poprzednio zastosowanego mechanizmu. Wskazówki i indeksy zostały naprawdę świetnie zaprojektowane, a ich polerowana powierzchnia bardzo ładnie współgra nie tylko z mieniącą się tarczą, ale także z polerowanymi elementami koperty i bransolety. Rozmawiając z Konradem, powiedziałem pół-żartem, że jest to zegarek z gatunku „tylko nie patrz w dół”. Miałem na myśli zapięcie, które wydaje mi się zbyt solidne. Z drugiej strony, praktycznie rzadko na nie spoglądamy. Za to mamy niezwykle piękną tarczę, kopertę, bardzo dobry mechanizm i mnóstwo frajdy z noszenia. A i w zachwyt wprawia rodzinę i znajomych, którzy widzą mieniącą się tarczę i niespotykaną kopertę. Założeniem projektantów było, by każdy element zegarka – nawet koronka, której nacięcia mają wiele kątów – był instrumentem stworzonym do gry świateł. Wystarczy spojrzeć na zegarek i poruszać delikatnie nadgarstkiem, by zauważyć, że sztuka ta się udała.
Moim zdaniem Bartek po raz kolejny udowadnia, że potrafi przede wszystkim stworzyć zegarek, będący efektem przemyśleń, a nie tylko kolejnym wypustem, grającym na popularności pierwszej odsłony Gwiezdnego Pyłu.

Kilka dodatkowych słów – Konrad

Nieraz zdarzało się, że byłem w posiadaniu modelu zegarka, który kiedyś w swojej kolekcji miał również Tomek i na odwrót. Były nawet sytuacje, że jeden sprzedawał zegarek drugiemu . Balticus Gwiezdny Pył 40mm był jednak pierwszym zegarkiem, który obydwaj chcieliśmy mieć i kupiliśmy w tym samym czasie. Od dawna czekałem na tą wersję, której premiera niestety trochę się przeciągała. Po tym, jak został nam udostępniony do recenzji model Deep Water, wiedziałem, że zegarki Balticusa od tego momentu będą już na innym poziomie. Miałem spore oczekiwania co do jakości, które model Gwiezdny Pył 40mm spełnił w 100%. Chociaż na pierwszy rzut oka zegarek wydaje się podobny do starszej wersji, to dokładniejsze oględziny ukazują, że jest to zupełnie nowy, zdecydowanie udoskonalony projekt. Spasowanie poszczególnych elementów – bezela z kopertą, bransolety z kopertą, okienko datownika, jakość indeksów i wskazówek, luma , antyrefleks na szkle- są nie o poziom, a o 2 poziomy wyżej. I chociaż zegarek nadal robi wrażenie masywnego, jest on już zdecydowanie bardziej noszalny i na moim 18cm nadgarstku prezentuje się idealnie. Cieszy mnie fakt ciągłego rozwoju firmy, obecnie Balticus nawiązał współpracę z butikiem W.KRUK i będzie dostępny w ich ofercie internetowej. Wszystko zmierza w kierunku, aby Balticus z mikrobrandu zmienił się w pełnowymiarowego producenta zegarków, czego Bartkowi z całego serca życzę 😊

 

3 komentarze

  1. To najfajniejszy ich zegarek. Mam nadzieję że model zostanie poszerzona o inne wersje kolorystyczne . Bicolor i czarna tarcza chyba by się przyjęły. I tak jak wyżej napisano „brak szkła” mile widziane.
    Dzięki za kolejną fajną recenzję po której człowiek ma ochotę na dany zegarek.

    Brzoza2

Skomentuj Jerry Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *